 |
|
Autor |
Wiadomość |
BartoszBuster
Administrator
Dołączył: 01 Gru 2014
Posty: 91
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:14, 26 Cze 2015 Temat postu: Dziecko, które zostało magiem |
|
|
i
W pobliżu Diamentowej Przystani był dom dziecka. Był, ponieważ teraz pozostały po nim zgliszcza. Ów Dom dziecka znajdował się nieopodal terenów spalonych, czyli strefy opętanej przez ciemne siły. Mieszkańcy tego budynku mieli się już wcześniej wynieść, lecz z różnych względów tego nie zrobili.
Było to 15 dni pod upadku Kartelii. Nie interesowało mnie adoptowanie dziecka. Chciałem po prostu poobserwować z daleka Północne tereny Tarragoni, które zaczynały gnić pod wpływem aury Władcy Demonów. Nagle ze strony Domu Dziecka usłyszałem krzyki. Postanowiłem pomóc, więc bezzwłocznie podbiegłem w stronę przerażających dźwięków.
Biegnąc szykowałem broń do boju, gdyż czułem, że będę musiał z kimś walczyć. Byłem już u podnóża drzwi, ale od razu nie wszedłem. Myślałem sobie nad tym, że to miał być spokojny dzień, w którym miałem sobie odpocząć. Tak jakby, gdyż nie lubię nic nie robić. Obserwowanie mrocznych terenów i ich opisywanie w dzienniku byłoby dla mnie odpowiednim odpoczynkiem. Tutaj mogłem zginąć, bo w końcu każdy na Tarragoni wie, że Cienie Demona to potężne istoty, z którymi nie radzą sobie silni wojownicy. Dlatego żeby z nimi wygrać Król razem z Arcyksięciem podpisali traktat, przez który mają zostać wyszkoleni Elitarni Wojownicy. Posługując się broniom białą i magią mają mieć większe szanse na pokonanie sił zła. Tak się składa, że ja będąc wojownikiem znam trochę tajników magii wody.
Wiedząc, że powinienem dać sobie radę wpadłem do środka będąc bardzo ostrożnym. W każdej chwili mogła mnie napaść jakaś kreatura. Wszędzie było pełno dymu. Wnętrze pomieszczenia płonęło, słychać było trzask pękających desek, a drewniane ściany zaczęły się zawalać. Najbardziej przerażającym widokiem były trupy małych dzieci zalane krwią, która mając styczność z ogniem cuchnęła bardziej niż się mogło wydawać. Przez chwilę wątpiłem, by ktokolwiek mógł przeżyć, ale usłyszałem głosy, które zmieniły moje zdanie. Udałem się w ich kierunku. Wszedłem chodami na piętro i podążałem korytarzem. Oczy zaczęły mi łzawić od dymu, ale nie poddałem się tylko gnałem dalej.
Po pewnym czasie zobaczyłem Starszą panią, za którą kryły się małe dzieci. Dusiły się one, kaszlały i prosiły o pomoc. Niestety byli uwięzieni. Wielka paląca się belka zablokowała wyjście uniemożliwiając im wszystkim ucieczkę.
Postanowiłem nie stać bezczynnie i im pomóc. Chwyciłem belkę w dwóch miejscach, które były wolne od ognia. Z całych sił pociągnąłem ją do siebie. Nie chciała ruszyć. Rozprostowałem ręce i szybko po raz drugi spróbowałem ją przerzucić tym razem starając się bardziej.
Udało mi się ją odepchnąć. Krzyknąłem na nich by jak najszybciej udali się w stronę wyjścia. Ja za to nie do końca pewny siebie udałem się dalej. Nie było słychać żadnych wołań o pomoc, a przynajmniej nie słyszałem ich, gdyż ogłuszał je hałas zawalających się, pękających desek. Było coraz więcej ognia, a ja pomyślałem sobie o tym by rzucić zaklęcie wodne, bo w końcu znałem się na magii wody. Niestety miałem w sobie mało magicznej mocy, więc moja aura nie wystarczyłaby do zgaszenia całego domu. Jednak mogłem sobie trochę oczyścić drogę od ognia. Uczyniłem to i podążając do końca korytarza usłyszałem krzyki małej dziewczynki. Postanowiłem ją znaleźć i jej pomóc. Podbiegłem do drzwi, a za nimi ujrzałem małą istotę, której noga zablokowała się między deski. Była to blondynka o prawdopodobnie zielonych oczach. Trudno było dostrzec ich kolor w takiej sytuacji. Miała na sobie założoną błękitną sukienkę. W tym czasie zerwał się kawałek sufitu, a wnętrze zaczęło pochłaniać coraz więcej ognia. Sądziłem, że nie zdążę jej pomóc i zastanawiałem się nad ucieczką. Lecz ona krzyczała.
- Pomóż mi, proszę!
Widziałem jej oczy, płaczliwe, spocone i zmęczone. Powiedziałem sobie na myśl - raz się żyje. Podbiegłem do niej i używając całej swej siły w mięśniach podniosłem belkę, a ona szybko zabrała nogę i wstała. Mogliśmy już uciekać, ale przed nami ukazał się wróg. Bez życiowa istota skrywająca się pod czarnym płaszczem. Syczała na mnie dzierżąc w kościstej ręce broń.
- Nie pokonasz mnie! -Krzyknąłem i wyciągając z pochwy swój oręż rzuciłem się na niego.
Atakowałem go bardzo zręcznie choć on i tak bez problemu omijał moje ciosy. Ja na szczęście też dobrze parowałem. Kopnąłem wroga w nogi, by go obalić i spróbować wbić mu ostrze w czarne serce. Przewrócił się, ale zanim zdążyłem zamachnąć się mieczem już wstał. Myślałem nad rzuceniem zaklęcia, gdyż miałem jeszcze trochę magicznej energii by to uczynić. Potraktowałem go wodnistym wirem, który też zgasił trochę ognia nas otaczającego. Wtedy zamachnąłem się z całej siły i trafiłem go w rękę. Opuścił swą broń, lecz to za dużo dać nie mogło, gdyż zaczął mroczyć mój umysł. Nie mogłem na to pozwolić. Przeturlałem się w pobliżu dziury w podłodze, a kiedy podbiegł do mnie wróg zadałem mu kilka ciosów mieczem, które osłabiły go i pchnąłem go w dół, ma parter. Może nie zabiłem przeciwnika, ale na pewno pozbyłem się go.
Mała dziewczynka przybiegła do mnie wiedząc, że on nam już nie zagrażał i błagała o pomoc.
- Pomóż mi stąd uciec!
Nie miałem innego zamiaru niż to, by wydostać się z tego miejsca razem z małą. Zmierzaliśmy ku wyjścia. Podłoga pod nami zaczęła pękać. Musieliśmy być szybszy, ale i ostrożni. Omijając przeszkody widzieliśmy już drzwi wyjściowe, ale mała nie mogła dojść o własnych siłach. Upadła na ziemię, a ja nie mogłem jej zostawić. Uniosłem więc ją i najszybciej jak to możliwe udałem się z nią zewnątrz.
Uciekłem jak najdalej budynku. Mogłem tylko patrzeć jak się cały zawalał. Tak się też stało.
Dziewczynkę położyłem bezpiecznie na trawie i czekałem aż da odznaki życia. Po kilku minutach doszła do siebie, choć bardzo była przestraszona. W pobliżu nie widziałem nikogo innego. Nie było żadnej kobiety z dziećmi, więc postanowiłem udać się z nią do Kryształowej Przystani, aby tam ktoś mógłby się nią zająć.
ii
Droga do miejsca przeze mnie wyznaczonego była długa i trudna. Dziewczynka miała taki charakter, że czasami myślałem, że większym problemem było ratowanie ludzi w Domu dziecka. Jednak dzięki temu zmieniłem jej życie na lepsze, a było to tak...
Gdy wędrowaliśmy do miasta mała dziewczynka wcale nie wiedziała dokąd zmierzaliśmy. Postanowiła, więc się dowiedzieć tego od mnie.
- Gdzie my się teraz udajemy, mój książę? - Spytała.
- Do Kryształowej Przystani. - Od razu odpowiedziałem.
Po chwili jednak doszło mi do zrozumienia, że powiedziała do mnie "Książę". Zaciekawiło mnie to. Pomyślałem, że może się przesłyszałem, więc postanowiłem się upewnić.
- Co do mnie powiedziałaś?
- Książę! - Odpowiedziała poważnym tonem, choć jej głos był miły.
Zaśmiałem się pod nosem. Trochę mi to imponowało. Nie chciałem pytać jej o nic więcej, ale wcale nie musiałem, gdyż sama zaczęła opowiadać swoją historię za czasów, kiedy była w domu dziecka.
- Razem z koleżanką bawiliśmy się w księżniczkę i księcia. Czasami ja byłam księżniczką, a czasami księciem. Źli koledzy byli Demonami, którzy zawsze kogoś za nas zaczepiali. Wtedy ratowaliśmy siebie. Na końcu czekał kogoś z nas pocałunek z księżniczką. Zależało jak mówiłam kto nią był.
- No to ładne mieliście zabawy. - Burknąłem bezinteresownie, podczas gdy ona nadal mówiła.
- Teraz to ty jesteś moim księciem. Powinieneś mnie pocałować!
Zaśmiałem się. Mimo iż dużo mówiła to była bardzo urocza.
- Jesteś za młoda, dziewczynko.
- Mam na imię Joanna.
Po tym jak się przedstawiła ja też podałem jej swoje imię. Minęła chwila po czym zadała mi kolejne pytanie dotyczące celu naszej podróży.
- Naprawdę udajemy się do Kryształowej Przystani?
Potwierdziłem jej słowa.
- Tak, tam ktoś się tobą zaopiekuje. Poznasz jakąś miłą opiekunkę.
- Ja nie chcę! Poprzednia opiekunka była wywłoką! Dobrze, że zginęła!
Niedowierzałem w jej słowa, ale postanowiłem nic na to nie odpowiadać. Im byliśmy bliżej, tym bardziej zaczęła mi smęcić o tym, że nie chcę do Domu Dziecka.
- Ja nie chcę! Tam nikt mnie nie będzie kochać. Chcę podróżować z tobą, Książę!
Zatrzymałem się przy niej i oznajmiłem jej coś ważnego.
- Moje wędrówki są niebezpieczne. Nie mógłbym ciebie na nie zabierać, bo byś mogła zginąć.
Jej to jednak nie przeszkadzało. Chciała mi towarzyszyć. Nawet powiedziała kim chciałaby zostać.
- Zawsze chciałam być Miginią Wody. Możesz mnie nauczyć trochę się posługiwać magią. Wtedy będziemy razem walczyć, Książę!
- Nie! - Stanowczo zatwierdziłem, po czym kontynuowałem. - To daleka droga do zostania taką osobą. Musiałabyś się szkolić w Klasztorze Wody, a to zajęłoby lata. Najlepiej będzie jak ktoś się tobą zaopiekuje. Miałaś dobrą koleżankę jak wtedy...
- W klasztorze wody też będę mogła taką znaleźć! - Przerwała mi.
Nie dawała za wygraną. Obalała każdy mój argument. Była na prawdę wyszczekana jak na taką młodą osobę, kilkakrotnie ode mnie młodszą. Po za tym zatrzymywała mnie i opóźniała naszą wędrówkę. W końcu postanowiłem się przełamać.
- Dobrze, mało Joanno. Będę na tyle dobry, by udać się z tobą do Klasztoru Wody, gdzie będziesz się uczyć magii, umowa stoi?
Zaśmiała się i piknęła ze szczęścia. Co mi tam na niej mogło zależeć. Ledwo ją znałem. Przynajmniej się uspokoiła. Wyruszyliśmy do Klasztoru. Im dłużej szliśmy tym bardziej zacząłem myśleć, że dobrze postąpiłem. Dziewczynka miała wielkie ambicje by stać się w przyszłości magiem, a tak to nie wiadomo co by ją czekało.
Ściemniało się, a byliśmy bardzo daleko od jakiegokolwiek osiedla ludzkiego. Postanowiłem się zatrzymać przy pewnym drzewie i rozpalić ogień, który miał odstraszać dzikie zwierzęta. Po tym upolowałem bez problemu królika i zjedliśmy go przed snem. Nie czekało nas nic innego jak tylko odpocząć.
Bez problemu zasnąłem, a kiedy zacząłem się budzić czułem dziwne uczucie w kroczu. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem, że ściągała mi spodnie, a sama miała podniesioną swą niebieską sukienkę.
- Tak robi książę i księżniczka, a my...
Przerwałem jej z donośnym głosem.
- Ubierz się mała!
Natychmiast to zrobiła, a ja sam poprawiłem swoje spodnie mówiąc przy tym.
- Co za mały zboczeniec!
Widziałem, że zrobiło się jej głupio, więc w dalszej drodze nie miała już żadnych zboczonych poczynań. Droga do Klasztoru była jeszcze daleka. Na moje oko dwa dni, więc musielibyśmy się gdzieś zatrzymać i przenocować.
Nie raz miałem z nią problemy. Gdy po pewnym czasie drogi napotkaliśmy na łące brzydlaki. Ta pobiegła do nich. Wiedziała tak jak i każdy, że jak się nie podejdzie za blisko do nich to nic nam nie zrobią. Ta jednak się przeliczyła podchodząc zdecydowanie za blisko ich. Jeden z nich zaatakował ją. Obroniłem dziewczynkę zabijając zwierzę, a że w pobliżu było ich jeszcze dwóch to one także mnie zaatakowały. Udało mi się je bez problemu pokonać. W końcu one są niczym w porównaniu do Cieni Demona, którego styczność przeżyłem. Rozejrzeliśmy się po terenie i zobaczyliśmy ich jaja. Właściwie to tylko jedno. Mała chwyciła je i podeszła z nim do mnie pytając.
- Co z nim zrobimy?
- Będzie na obiad, jeśli nie dojdziemy do jakiejś karczmy. - Poinformowałem.
Przez pół dnia szliśmy cały czas w kierunku celu. Po drodze widziałem różne budynki, które mogłyby być niebezpieczne, więc nie zatrzymywałem się nigdzie z dziewczynką. Zmęczeni usiedliśmy przy cieniu drzew. Dzień był gorący. Jajo usmażyliśmy na kamieniu. Było ono na tyle duże, zresztą jak na takie ptaki jak brzydlaki przystało, że oboje się nim najedliśmy.
Po godzinnym odpoczynku nadszedł czas na dalszą wędrówkę. Czekałem na moment, aż w końcu dojdę do klasztoru i się jej pozbędę. Po drodze często zadawała mi dużo pytań. Czasami głupie, o których pisać nie chcę.
Zbliżał się wieczór. Na szczęście na horyzoncie ujrzałem upragnioną karczmę. Tam się zatrzymaliśmy i odpoczęliśmy. Panowała tam miła atmosfera niż zazwyczaj bywa w karczmach, gdzie ludzie się upijają, a potem biją i robią rozróby. Mogliśmy tam też spokojnie przenocować. Noc spędziliśmy w karczmie.
W końcu nastał kolejny dzień. Byłem pewny, że do południa dojdziemy do celu. Szliśmy wąską ścieżką. Po chwili zaczęła opowiadać o swojej koleżance.
- Trochę mi smutno, że zginęła moja koleżanka. Była fajna, miała duże uszy, puszysty ogon, a jej skóra była czerwonego koloru.
To był za pewne Tureipe. Człekokształtna istota przypominająca lisy. Dobrze, że ta jej koleżanka miała kogoś takiego jak ona. Tureipe, Rinoserian i Khotojan. Nie wiadomo do końca jak się tutaj znaleźli. Tak czy siak mają ciężki żywot. Ludzie źle ich traktują. To bardzo niedobrze. Powinni z nimi współpracować. Mielibyśmy większe szanse na pokonanie Władcy Demonów. Niby Król z ArcyKsięciem jak i Buntownicy próbują ich wspierać, ale zwykli ludzie są za głupi i powierzchownie traktują rzeczy, których nie rozumieją. Kiedy tak się zamyśliłem mówiąc o tych istotach dziewczynka zadała mi pytanie.
- Jak myślisz, znajdę tam taką koleżankę?
- Znam tam pewną dziewczynę. Jeżeli ją spotkamy na pewno się z tobą zaprzyjaźni.
W okolic południa w końcu byliśmy u celu podróży. Stanęliśmy przy bramie klasztoru i czekaliśmy aż ktoś otworzy. W końcu naszym oczom ukazała się kobieta. Brunetka o niebieskich oczach w niebieskiej szacie. Znaliśmy się dobrze. Kiedyś uratowałem jej siostrę. Znaczy się razem z facetem w czarnej zbroi. Gdy na nią spojrzałem trochę się zapomniałem. Gdy zapytała któryś raz.
- Co wy tutaj robicie?
Dziewczynka odpowiedziała.
- Książę mnie tutaj przyprowadził. Uratował mi życie i pomógł spełnić moje marzenie. Chcę być Maginią Wody tak jak i ty.
Kobiecie zaimponowały te słowa. Chciała się upewnić ode mnie czy mówiła prawdę. Zapytała więc mnie o to.
- Czy to się zgadza?
Odpowiedziałem bezzwłocznie trochę się jąkając.
- Tak, oczywiście. Miałem ją oddać do domu dziecka w Kryształowej Przystani, ale za bardzo chciała tutaj trafić. Pomożecie jej spełnić prośbę?
Uśmiechnęła się skromnie i odpowiedziała.
- Tak, jak najbardziej.
Mała się ucieszyła i z piskiem podbiegła do starszej Panny. Na mnie już była niestety pora. Musiałem się pożegnać i ruszać w dalszą drogę. Podszedłem do dziewczynki, uklęknąłem przy niej i spoglądając w oczy powiedziałem.
- No to się żegnamy, mała.
- Zobaczymy się jeszcze? - Zapytała ze łzami w oczach.
- Tak, na pewno. Kiedyś do ciebie wpadnę zobaczyć jak sobie radzisz. - Powiedziałem przerzucając wzrok z małej Joanny na Pannę.
Wstałem i oddaliłem się od niej machając ręką.
- Do zobaczenia, dziewczyny.
Pomachali do mnie, ja do nich i w ten sposób pożegnaliśmy się. Ja udałem się do Stolicy Ruen, podczas, gdy mała dziewczynka rozpoczęła naukę w klasztorze.
W sumie cieszę się, że jej pomogłem. Może zostanie dzięki mnie kimś wielkim, nawet pogromcą z legendy? Kto to wie. Tak czy inaczej dzięki mnie nadal żyje i może zostanie kimś wyjątkowym.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
gGreen v1.3 // Theme created by Sopel &
Programosy
|